piątek, 27 września 2013

Czy mamy wolną wolę?

Zacznę od pewnego półgodzinnego filmu na YT, który obejrzałem. Sam Harris wysunął teorię, że wolna wola nie istnieje. A oto i film:

Klik!

Tak, mógłbym wkleić tutaj od razu cały film, a nie taki link. Nie umiem tego niestety wyjaśnić, ale gdy korzystam ze stosownej opcji i wklejam ten link tam, gdzie trzeba, niestety wstawia mi nie ten film, który mam na myśli. Więc będziecie zmuszeni kliknąć i obejrzeć film bezpośrednio na YT.

A oto moje przemyślenia na jego temat:

Ja pozostaję sceptyczny. To tak samo, jak z poglądem, że żyjemy w Matrixie. Nic to w ogóle nie zmienia w naszym życiu, a prawdy nigdy nie poznamy. Mogę jednak powiedzieć coś, co będzie w 100% zgodne z prawdą: W obrębie mojego poznania i umysłu mam wolną wolę. Jak jest w rzeczywistości? Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Sama koncepcja braku wolnej woli mnie jednak zaintrygowała. Prawdą jest, że większość (o ile nie wszystkie) naszych działań to skutki poprzednich przyczyn. Jeśli zwyzywam administratora dowolnego forum internetowego, to da mi bana. Mógłby mi jednak nie dać tego bana i pozwalać mi obrażać go dalej. Ale żeby wybrał tą drugą opcję, musiałby mieć jakiś impuls - musiałby chcieć udowodnić sobie, że nie jest niewolnikiem ciągu przyczynowo - skutkowego. Chociaż z drugiej strony... Czy wolną wolą nie jest przypadkiem to, że administrator mógłby się zastanawiać czy dać mi bana czy nie (a może tylko warna albo obrzucić mnie innymi wyzwiskami)? Wszystko zależy od definicji wolnej woli. A tej definicji autor niestety nie podał. Zakładam jednak, że mówił po prostu "nie jesteśmy wolni". Tak, nie jesteśmy prawdziwie i w zupełności wolni. Te wszystkie wpływy otoczenia ograniczają naszą wolność. Czy możliwość walki z tymi wpływami jest namiastką naszej wolności? Próby walki z tymi wpływami również były czymś wcześniej uwarunkowane. Czy my faktycznie jesteśmy niewolnikami ciągu przyczynowo - skutkowego, czego na dodatek nie jesteśmy świadomi? Czy jesteśmy niewolnikami poprzednich przyczyn? Mimo wszystko, moja odpowiedź w dalszym ciągu brzmi "nie wiadomo". Wszystko zależy od tego, jak zdefiniujemy wolność (czy tam wolną wolę). Jeśli zdefiniujemy ją jako możliwość wyboru między różnymi opcjami (przy czym wybór może być wcześniej czymś uwarunkowany), to wtedy rzeczywiście mamy wolną wolę. A jeśli zdefiniujemy to jako wolność od wszelkich wpływów, niezależność, to... cóż, wolności nie mamy (lub mamy niepełną wolność, jej namiastkę). Żyjemy w jednej wielkiej siatce wpływów, powiązań, przyczyn i skutków, w której nie jesteśmy wolni - elementy tej właśnie siatki nami kierują.

Nie wiem tylko, jaka mogłaby być wcześniejsza przyczyna tego, że wybieram lewy albo prawy przycisk, siadam na lewym albo prawym krześle czy piję z lewego albo prawego kubka. To nie jest uwarunkowane żadnymi wcześniejszymi przyczynami, tylko... no właśnie, podświadomością. Ale tak samo jest z tym, która ręka będzie na wierzchu, gdy je skrzyżuję albo kciuk której ręki będzie pierwszy, gdy zaplotę palce. To z poleceniem komuś przycisnąć jakiś przycisk to zupełnie tak samo, jakbym kazał mu skrzyżować ręce i obserwował, która ręka będzie na wierzchu. No, może trochę inaczej, bo nie każę mu wybierać, ale i tak wszystko jest ukryte w podświadomości. A ta podświadomość mało ma się do wolnej woli. Ona istnieje po to, by nasz mózg nie był przeładowany zbędnymi informacjami. A co innego się dzieje, gdy mamy wybierać miedzy dwoma głupimi przyciskami, po których naciśnięciu nic się nie dzieje - niż gdy mamy wybierać pomiędzy czynnością A a czynnością B, z czego każda czynność wiąże się z czymś zupełnie innym i pociąga za sobą różne skutki, a my mamy to wszystko rozważyć. Podświadomość nie zadecyduje, że pójdę np. do lasu pooglądać drzewa. Zadecyduje o tym chęć podziwiania przyrody, chęć relaksu, moje upodobania oraz to, że nie mam nic ważniejszego do roboty.

I naprawdę nie mamy wpływu na to, o czym w danej chwili pomyślimy. Bo inaczej - żeby w tym aspekcie być wolnymi - musielibyśmy myśleć o tym, co chcemy pomyśleć. A idąc jeszcze dalej, musielibyśmy też myśleć o tym, co chcemy pomyśleć, żeby pomyśleć o czymś innym. A potem jeszcze byśmy myśleli o tym, co chcemy pomyśleć, żeby pomyśleć, żeby pomyśleć o czymś innym. No i jeszcze co chcemy pomyśleć, żeby pomyśleć, żeby pomyśleć, żeby pomyśleć o czymś innym. Toż to niedorzeczne! To już lepiej myśleć tylko raz: co w danej chwili chcemy robić i czy wolę w danej chwili posłuchać Mayhem czy poczytać książkę. Gdybyśmy musieli myśleć o wszystkich naszych myślach, nasz mózg byłby tak tym wszystkim przeciążony, że nic nie bylibyśmy w stanie zrobić.

A wy jak myślicie? Zachęcam do wypowiedzenia swojego zdania w komentarzach.